R E N A T A S Z P U N A R
Źródło
(...)
Nie wolno ci nigdy zapomnieć o Itace,
dotarcie do niej bowiem jest twoim przeznaczeniem.
Ale bynajmniej nie spiesz się w podróży.
Lepiej, by podróż trwała wiele lat,
abyś stary już był, gdy dotrzesz do tej wyspy,
bogaty we wszystko, co zdobyłeś po drodze,
nie oczekując wcale, by Itaka dała ci bogactwa.
Itaka dała ci tę piękną podróż,
bez Itaki nie wyruszyłbyś w drogę.
Niczego więcej już ci dać nie może.
I choćbyś ujrzał, że jest biedna - nie oszukała cię Itaka.
Wróciwszy tak mądry, po tylu doświadczeniach,
zrozumiesz prawdziwie, co to jest Itaka.
Konstandinos Kawafis “Itaka” fragm.,
(przekład Zygmunt Kubiak)
(...)
Czy można tworzyć nie oglądając się w przeszłość? Zaczynając pozornie od nowa, czy nie stajemy się demiurgami z niczego? Czy w sztuce istnieje postęp? Czy odrzucając minione na pewno "polepszamy” obecne? I czy przez to staniemy się bliżsi poznania? Spełnienia jako twórcy? I jako człowiek? Czy nie tęsknimy do głębi i siły, jaką daje znajomość i oparcie we własnych korzeniach?
Zanim pojechałam do Grecji łudziłam się, że nieco o niej wiem. Przynajmniej o jej starożytnej spuściźnie, którą widziałam w muzeach Europy. Podróż dała mi jednak poznanie ogromu mojej niewiedzy, przeczucie, że zaledwie ocieram się o powierzchnię tajemnicy.
Pierwszą rzeczą, którą sobie uświadomiłam było to, że oto powoli zanurzam się w niejednoznaczną i niezwykle skomplikowaną historię. Niemożliwą do ogarnięcia jednym spojrzeniem, zawarcia w prostych słowach, jednoznacznej oceny. Jak gdybym zaledwie dotknęła stopą morza o rozległych wodach bez kresu.
Grecja opisywana w książkach to zazwyczaj zbiór stereotypów, zwalniających od myślenia i dalszego analizowania jej złożoności. Jej wielowymiarowość staje się płaska, a schemat zastępuje różnorodność możliwych interpretacji. Ten zaś upraszcza i ujednolica, a to nieuchronnie poprzedza pewne znużenie - i może jest to jedną z przyczyn, że źródło inspiracji nie do zastąpienia, jakim była zawsze kultura antyczna, wykorzystywany jest jednak w niewielkim stopniu. Ponadto potężna bizantyńska sztuka, zanurzona w głębinach symboliki i mistyki średniowiecznej, pozostaje jak gdyby wciąż nierozpoznana.
Istotą antycznej sztuki greckiej są nie tylko doskonałe proporcje i idealistyczne posągi. One były zaledwie materialnym kształtem żywych idei. Ważniejsza była rodząca je myśl, która istniała w starożytnych nurtach filozoficznych i nadal trwa, czytelna w szczątkach ruin. Myślą tą była pewność transcendencji, która nadawała sens życiu i śmierci. Egzystencję człowieka podporządkowywała wyższym celom niż walka o materialny byt i przetrwanie. Nawet w nieludzkich warunkach ona pozostawiała Grekom nadrzędną wartość – dumę, honor. Tym przeczyła materialistycznej teorii zależności świadomości od warunków bytu.
W starożytnych budowlach przetrwało źródło wiedzy starożytnych o logice wszechświata - "Budowniczym doryckich świątyń szło bowiem mniej o piękno niż o kamienny wykład porządku świata. Byli prorokami Logosu na równi z Heraklitem i Parmenidesem." (Zbigniew Herbert, "U Dorów")
Wyruszyłam zatem do Grecji, by odkrywać minione i jednocześnie spróbować pojąć dzisiejszy świat. Nazwać go własnymi słowami i własnym spojrzeniem ogarnąć jego kształty i barwę. Widząc jaki jest, można malować to, czego w moim odczuciu potrzebuje, czego mu brak... Można skonstruować własną odpowiedź. Bo wyobraźnia i sztuka cudownie wypełnia braki i leczy ułomności. Może nawet ucisza egzystencjalny lęk i koi ból duszy?
Pojechałam więc dawnym szlakiem ludzi z Północy na Południe. I zobaczyłam nieznaną mi dotychczas przestrzeń. Powoli uzmysławiałam sobie swoją niewiedzę i narastał we mnie ogromny żal, że przychodzę tam z niczym. Stoję u początku. Mimo długich lat nauki, bardzo uboga. A to, czego dowiadywałam się w czasie tych podróży do Grecji zawsze okazywało się najprostsze, najbardziej oczywiste. Jak odwiecznie istniejący we wszechświecie wzór, według którego budują się wszelkie jego konstrukcje. Jak wiecznie istniejące konstelacje, możliwe do zobaczenia jedynie poprzez teleskopy. Mimo swej złożoności zjawisk, świat wydaje mi się być zbudowany według niezmiennych praw i zasad, które już starożytni poznali dociekliwym umysłem. Odkrycia są więc w rzeczywiści jedynie obnażaniem ukrytego. A wszelka nauka sprowadza się do pogłębiania własnej możliwości patrzenia i widzenia, odczuwania, rozumienia. Sztuką jest zatem jedynie umieć patrzeć.
(…)
Grecja dała mi także poczucie nieograniczonej wolności. Taka była moja niespodziewana i zaskakująca podróż na Cyterę - nieurodzajny, znikomy skrawek skalistej ziemi rzucony na ogromny, fascynujący ocean wspaniałych ludzkich myśli, dokonań i niezwykłych szlaków splątanej historii. Nieznana i pozornie nieatrakcyjna, ale swoim przekroczeniem “poza” - położeniem pomiędzy Grecją a resztą świata - napotykana jak gdyby po drodze. Wyspa, która może być jednocześnie celem i punktem wyjścia.
Cytera to Tajemnica. Wydaje się wyspą szczęścia, ale wcale nie trzeba do niej dopłynąć. Szczęściem jest sama wiedza, że Ona gdzieś istnieje i istnieje tęsknota do Niej. Za tym pojawia się otucha, że jest gdzieś daleko w świecie w krainie odległej dwa tysiące kilometrów na południe od mojego domu, takie inspirujące miejsce - kolebka świata nieśmiertelnych znaczeń i symboli, wyspa narodzin Afrodyty Cyterei. Tak więc Cytera, jak Itaka, to tylko pretekst do odbycia podróży. Mały punkt na mapie świata. Najważniejsze, jak zawsze jest jednak to, co wydarza się “po drodze”.
Dla mnie są to wyprawy w poszukiwaniu własnej tożsamości. Nie tak oczywistej dla kogoś żyjącego na przełomie drugiego i trzeciego tysiąclecia. Na dodatek w kraju przemieszanych wpływów kultury Wschodu i Zachodu.
Dlatego pierwsze trudne pytanie jak zawsze brzmi - skąd przychodzimy?
Moja podróż do Grecji to rozważanie o wolności. O przekraczaniu granic. A może bardziej o ich poszukiwaniu. O nieuniknionych ramach, w które każdy człowiek wpisuje siebie i swoje dzieło. Każdą myśl sztuki, będącą przecież tylko syntezą, znakiem, skrótem długiego procesu krystalizowania się przekazu.
To także rozmyślanie nad sztuką wyborów. O próbie rezygnacji z tego, co stanowi tylko zbędne ozdobniki, przeszkadza i rozprasza.
O odpowiedzialności, szczególnie twórcy, za to, co swoją myślą pozostawia w innych.
(...)
W mojej twórczej pracy Grecji zawdzięczam formę. Ona dała mi zewnętrzny obraz tego, co chciałam wyrazić od zawsze. Grecja określa we mnie i materializuje to, co mgliste, jedynie przeczute.
Nie wywołała tych myśli - one zawsze były, bo są uniwersalnym ludzkim przeżywaniem świata i siebie w nim.
Stała się jednak dla nich przyjaznym środowiskiem, ich ojczyzną, bo taka jest i była zawsze - przyjazna dla wszystkich, którzy dokądś idą, czegoś szukają, błądzą, znajdują, gubią, ale wciąż uparcie pytają o cel i sens.
(...)
To moja wyprawa do innego, odległego świata, by zyskać konieczny dystans. Wynikająca z mojej potrzeby ciszy i skupienia, by móc uporządkować chaos kłębiących się myśli. To próba zrozumienia współczesnego, ciasnego świata i poskładania w całość jego różnorodnych puzzli, według jednego kodu, sensu. Wszystko to, co zobaczyłam w Grecji było także tym, co przywiozłam do niej ze sobą. Dopełnieniem i dopowiedzeniem, których brakowało mi w innych miejscach Europy. Brakującym, odwiecznym językiem. Zaprawą wiążącą kamienie, z których zbudowaliśmy naszą wieżę Babel.
Cofam się myślą daleko w kierunku tysiącletnich tradycji, bo one chronią mnie przed zagubieniem i osamotnieniem. Dają mi poczucie przynależności do wspólnoty z tymi, którzy przed wiekami chodzili po istniejących jeszcze ścieżkach i być może potykali się o te same kamienie. Spełniam swoje marzenie o Wielkiej Podróży, o zadziwieniu światem, zachwycie nim.
Znajduję miejsca, które na zewnątrz wyrażają to, co wewnętrzne, ukryte.
Być może idealizuję napotykaną rzeczywistość. Może opisywana przeze mnie Grecja nie istnieje, jak mityczna Arkadia? Bo może czasem jeszcze bardziej pragnę napotykać Piękno, niż odkrywać Prawdę? Piękno koi, wycisza, Prawda często wznieca niepokój. A może jednak Prawda, Piękno i Dobro wciąż, jak wierzono w starożytności, mogą być nadal tożsame? Przynajmniej w sztuce.
(…)
Na końcu długiego korytarza muzeum Luwru wypełnionego szczelnie antycznymi rzeźbami, stoi okaleczona Wenus z Milo. Czas pozbawił ją rąk, a jej marmurową skórę gładkości. Spogląda z postumentu na płynący u jej stóp nieprzerwaną rzeką tłum i na jej twarzy błąka się cień uśmiechu.
Kiedy przyglądam się jej utraconej doskonałości znajduję w niej właśnie syntezę wszystkich trzech platońskich wartości. Podobnie jak ona, tak i potęga doryckich świątyń przemieniona w ruiny - nie umniejsza człowieka, lecz otacza go swą siłą i pełnym zamyślenia ponadczasowym spokojem.
(...)
Renata Szpunar Kubczyk
fragment pochodzi ze zbioru "Podróż na Cyterę"
Kraków, 2011 rok